Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 144.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

podejrzane, ale ludzie się uparli gromadami iść do knezia.
Upieczono kołacze, przygotowano szyte ręczniki, kury i jaja, bo bez ofiary jakiéjkolwiek nie szło się naówczas z prośbą, ani z żalem, ani o sprawiedliwość. Gromady zwołały się na dzień oznaczony, kilku starszych wystąpiło na czele i wszyscy pociągnęli nad Cybinę.
Pochód ten w pewnym porządku, odbywał się powoli, po drodze łączyli się z nim, dla powiększenia tłumu ludzie dobréj woli, nie tajono się wcale z czém szli i Mieszko, na pół dnia prawie wprzódy uwiadomiony był o wszystkiem. Wierni przyszli dać znać zawczasu — nie odpowiedział nic.
Na grodzie nie ruszył się nikt nawet. Gromada przed wałami się ustawiwszy, wyznaczyła kto mówić miał i w milczeniu ciągnęła przed dworzec pański, a przybywszy tu, stanęła w porządku i milczeniu uroczystém. Mieszko, który widział wszystko z za okiennicy, wysłał stolnika swego spytać — czegoby chcieli?
Temu opowiedzieli starsi jak się rzecz miała. Kazano czekać, na ostatek Mieszko wyszedł, a starszyzna przyszła i podarki złożyć i do kolan mu upaść.
Kneź miał jakoś oblicze wesołe.
Mówić zaczęto, a jak to zwykle bywa, prawiono szeroko, poprawiał jeden drugiego, przery-