Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 182.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

pogańskiéj; szaty, oręże, wszystko zostało toż same, tylko łagodniejsze już widać było oblicza, i ciszéj sprawiali się zbrojni goście.
Przed południem, gdy już i podwórko i izby pełne były, samych prawie mężczyzn, ks. Jordan z dwoma duchownemi, wyszedł przed ołtarz ubogi ze mszą świętą. Cisza uroczysta zaległa do koła. Większa część tych chrześcian nie wiele modlitw umiała... modlono się duchem tylko, dopiero gdy po ofierze rozpoczęto litanią, cała gromadka powtarzać zaczęła głośno — zmiłuj się i módl się za nami.
Może, jak opowiada o innych słowianach Dytmar, że — kiryeelejson — przez nieświadomość przekręcali na — Ukra-olsza (u krzaku olszyna), tak i tu niejeden słów nie rozumiał, lub odmienił, lecz sama chęć starczyła ubogim na duchu za modlitwę.
Nabożeństwo odbyło się wśród ciszy poważnie i musiało radować apostołów, widzących już owoce swojego trudu. Z promieniejącą twarzą pomodliwszy się u ołtarza, O. Matia zdejmował białą komżę i miał spieszyć do gości, gdy Jarmierz wpadł dając mu znać, że od Poznania widać ciągnący orszak, w którym się domyślano knezia...
Wyszedłszy przed wrota, w istocie ujrzał Włast kilkanaście koni, które się zwolna ku dworowi zbliżały, a na ich czele mężczyznę, i dorodną