Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 183.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

niewiastę... Za niemi szły psy, a chłopak obok niósł na ręku sokoła.
Wyjechali więc na łowy, a Krasnagóra znalazła się na drodze — wypadkiem — czy do niéj zboczyli umyślnie?? Włast został przy wrotach, aby na wypadek odwiedzin pańskich powitać go z czołobitnością należną...
Gdy się jadący zbliżyli, łatwo już było rozpoznać wesołe knezia oblicze i swobodną zawsze twarz Dubrawki, która dotąd wianka dziewiczego zrzucić nie chciała, i teraz téż w nim jechała uśmiechając się to mężowi, to wesołéj okolicy. Zdala już kneź skinął na Własta i podjechawszy do wrót, stanął.
— Dziwne sprawy — zawołał — u was zawsze widzę gody! Zastałem je niegdy tu u ojca waszego, a oto i syn także biesiaduje i gości ściąga.
Kneź popatrzył na stojących w podwórzu, którzy mu się nizko kłaniali. Dubrawka rozglądając się téż, dostrzegła przez otwarte okno ołtarz i krzyż i przeżegnała pokornie.
— Co to u was dziś — wesele czy urodziny? spytał Kneź.
— Święto — odparł duchowny ks. Jordan — pamiątka tych wszystkich, co za wiarę cierpieli, i co się dla niéj zasłużyli — a jutro, obchodzić będziemy dzień zmarłych.