Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 195.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

potrzebą jego duszy, od któréj się powstrzymać nie mógł. Z rękami zaciśniętemi, oczyma wlepionémi w ziemię na któréj klęczał, modlił się płacząc, jakby chciał wszelkie nieszczęścia od tego poświęconego przez się miejsca odegnać i sprowadzić nań błogosławieństwo Boże, po wiek wieków.
Tymczasem obcy ludzie co mierzyli i wytykali jakby zagrzani jakimś zapałem, ruszyli się ku stosom przygotowanych kamieni, drudzy już z łopatami stali, gotowi kopać. Ks. Jordan klęczał jeszcze. Gdy wstał i pobłogosławił na cztéry strony plac, dano znak i dokoła posypała się ziemia. Mieszko i Dubrawka już odjeżdżali, ks. Jordan téż z niemi, Sydbór przeprowadzał brata.