Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 205.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nie, to zaparcie tchu i zbieganie osadników w niedostępne lasy.
Ponieważ w głąb kraju dosięgnąć dla obalenia kontyn po lasach i bałwanów na polach a wzgórzach niełatwo było, nazajutrz zaraz wyznaczono oddziały zbrojne, które z duchownymi i przygotowanemi krzyżami wyruszyć miały, dotrzeć do znanych zakątków i tam wznieść godła wiary.
Włast z chęcią ofiarował się do jednéj z tych apostolskich wycieczek za przewodnika. Pragnąc się na nią wybrać jednak, natychmiast z Gniezna wyjechał do Krasnéjgóry, dokąd po niego przybyć mieli ci, którym mu towarzyszyć kazano.
Przed wieczorem jeszcze, przebiegłszy całą przestrzeń, którą wczoraj pochód książęcy przybrał w krzyże nowe, O. Matja ze smutkiem mógł się przekonać, co znaczyło owo pokorne tłumów milczenie. Wszystkie krzyże leżały podruzgotane, popalone i zbezczeszczone; nie został żaden na swojém miejscu. Ludzie się nie pokazywali nigdzie.
Z bolesném duszy wrażeniem przybył Włast do dworu.
Wieczór był chłodny wiosenny, w progu domostwa zastał siedzących Hannę i Andrzeja.
Wyszli oboje na jego spotkanie dowiadując się, co się w Gnieźnie i jak odbyło. Włast smutnie napół, wpół radośnie począł im opowiadać, jak świetnie chrzest się spełnił, jak mnogo ludu