Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 225.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

go, ubierał, zbogacał, opatrywał we wszystko, jak najulubieńsze dzieło swoje. Często gdy go nie znajdowano w Poznaniu u św. Jana jerozolimskiego, wiedziano gdzie go szukać. Trwał na modlitwie w swoim kościołku, albo z miotłą w ręku oczyszczał go, obmywał i utrzymywał w nim porządek. Obcéj ręce nie dawał się tu prawie dotknąć niczego.
Jednego wiosennego dnia około Wniebowstąpienia, gdy słowiki śpiewały najgłośniéj a czeremchy rozkwitały wonią napełniając powietrze, szukano napróżno O. Matji w Poznaniu. Izdebka jego, którą zawsze zostawiał otworem, stała pustą, nie było go dni kilka. Ponieważ przy szczupłéj liczbie ówczesnego duchowieństwa, był pilno biskupowi Jordanowi potrzebnym, wysłano za nim do siostry do Głuszyna, ale ztąd wrócił posłaniec oznajmiając, iż go tu także od kilku już tygodni nie widziano. Bardzo być mogło, iż wyszedł na jednę z pielgrzymek swych, które często pieszo odbywał. Lecz zbliżało się Wniebowstąpienie, a na wielkie uroczystości wracał zwykle do Poznania. W wigilję tego dnia, gdy po raz wtóry nadbiegł posłaniec do Głuszyna, trochę niespokojny Jarmierz z Hanną udali się do kościółka na Krasnéjgórze, bo im na myśl przyszło, a raczéj przeczucie jakieś mieli, iż tam go znaleść mogą.