Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 034.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

przyjęcie jéj było pobrataniem z niemi, poddaniem się ich panowaniu.
Wiedziano w słowiańszczyźnie, że wszyscy kneziowie i królowie pod jednym cesarzem zostawali, a wszyscy duchowni ich, pod najstarszym kapłanem, siedzącym gdzieś daleko na stolicy, z któréj rozkazywał światu. Do prawdziwych kłamliwe mięszały się wieści straszne, ciemnemu ludowi trudno było światło rzucić nowe, bo na nie gniewne zamykał powieki.
Z pewnych cech wiedziano już, jak chrześcian poznawać, krzyża znak, post, — zdradzały neofitów.
Stara Dobrogniewa matka Lubonia, pierwszego wieczora miała przeczucie, że Włast wracał nawrócony. Brak oręża, szata uboga, mowa, bojaźliwość, pokora, zaniepokoiły ojca i babkę.
Luboń wolał nie znać tego, niewiedzieć o tém. Spodziewał się dziecko powrócić do starego zwyczaju, babka jątrzyła się, gniewała, a że w jéj pojęciach czarnoksięstwo łączyło się z religią nową i siła wielka, zarazem się obawiała wnuka.
Hoża, siostra Własta patrzała nań z ciekawością niezmierną, nie widziała jeszcze nigdy takiego młodzieńca cichego i pokornego, tak niepodobnego do tych, co ją otaczali. Czuła po niewieściemu, że to nie była niemoc, ale jakaś siła skryta i w sobie skupiona. I ona coś się domyślała — a dziwy jakie prawiono o wyznawcach Chrysta,