Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 064.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Począł się tedy we Własta wpatrywać i pytać, co gdzie przez te czasy robił i bywał, zasłyszawszy zaś od ojca, iż na dworze cesarskim bywał, i do dalekich krajów na południe z nim jeździć musiał, poruszył się mocno, ciekawiéj jeszcze wpatrując się w bladego młodzieńca i ciągle mu zadając pytania, na które ten krótko tylko i pomięszany odpowiadał.
Stogniew, który się téż dowiedział o losach Własta, szepnął zaraz Luboniowi, iż kneź ciekaw niemieckich obrotów, pewnie syna jego na dwór zawezwie, aby mu o nich prawił.
Nic nie odrzekł na to ojciec, bo mu się téż serce ścisnęło. Tymczasem u stołów ochota, choć poszanowaniem dla knezia hamowana, powoli coraz się żwawszą stawała.
Na onych ogromnych misach i deskach, na których pieczone mięsiwa stały, widać już tylko było resztki kości poogryzanych, a i te rzucano psom, bo ich cała gromada, domowych i gościnnych, stoły otaczała.
Chwilami powstawała między niemi sroga walka pod stołami, którą ledwie panowie mogli pohamować.
Rosły z tego śmiechy nowe a bujne. Dziewczętom téż roznoszącym przy stołach napój i strawę, dostawały się wesołe żarty, od których kraśnieć i oczy sobie musiały zakrywać.