Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 071.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.



IV.



Nie bardzo zważano teraz co się z gośćmi pozostałemi działo, szedł każdy gdzie chciał, jedni na żarty, gdzie biała płeć stała opodal na usługi gotowa, drudzy do kadzi... inni do psów, z któremi się chwalono, tamci do koni. Luboń starszych częstował. Miał więc sposobność Włast między drzewa wprowadzić Dobrosława, gdzie sami we dwu byli...
Ten, dawszy się wziąć, pierwszy pytać nie rozpoczynał — czekał, wpatrując się w młodzieńca, idącego niespokojnie i widocznie niepewnego, jak ma zawiązać rozmowę.
Gdy już odeszli tak daleko od innych biesiadników, że im ich gałęzie zasłoniły — Włast poruszony, ze łzami niemal w oczach — żywo odpiął suknię na piersiach szczelnie zasłonioną, i rę-