Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 073.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Zadumany powtórzył to kilka razy, wzdychając Dobrosław.
— Powiedz mi o sobie — dodał jakby przebudzony, idąc w las daléj — gdzie ciebie ochrzczono?
— Na dworze cesarskim... chrzcił mnie pan i biskup Rawenny... po chrzcie, przygotowali mnie na kapłana i — kapłanem jestem...
Gdy tych słów chłopak domawiał z pokorą spuszczając oczy, Dobrosławowi zajaśniały źrenice, załamał ręce, podniósł je nad głowę i o mało wielkim głosem nie krzyknął. Pochylił się zaraz sięgając po rękę Własta, którą pocałował z pokorą, a ten krzyż mu nad schyloną zakreślił głową...
— Tak — kapłanem jestem — mówił po cichu — i wróciłem dla tego, aby tę wiarę szczepić między swemi... a trwoga mnie ogarnia, jak tego co pada i nie ma gałęzi nad sobą, za którą by się uchwycił. Wy mi bądźcie tą gałęzią, miły bracie w Chrystusie... Radźcie mi...
Dni już wiele świętéj nie mogłem spełnić ofiary... wszystko co mnie otacza... odgaduje mnie i grozić mi się zdaje. Nie mam do kogo rzec z duszy słowa... Ojciec groźny, babka gniewna, zmuszają mnie do życia, którego prowadzić nie mogę... Co pocznę?
Zamyślił się Dobrosław długo.
— Ojcze mój — rzekł — bo cię ojcem, chociaż młodszego nazywać muszę — ja jedno tylko