Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 076.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

całym kraju, żon panu dostarczając... a krasa za posag stała.
Wzdychał Luboń, przyznając się przed powinowatym, iż się o Hożę lęka, co téż i on wyznał, że ma strach o Mładę.
— O tę się bać nie masz co — rzekł rękę mu kładnąc na dłoni Luboń — daj mi ją dla syna. Poślę swaty... jak jéj czepiec włożą — nikt nie będzie śmiał dotknąć, by najpiękniejszą była. Daj mi Mładę dla Własta.
— Czemu nie? byle więcéj nie brał już innych nad tę jednę — rzekł Słomka.
— Nie ma u nas tego zwyczaju — jeno u kneziów, u takich, których bujna krew każe zapominać o sromie...
Myśmy wszyscy po jednéj mieli — mówił Luboń.
— I my z wieków — dokończył Słomka — a gdzie u ogniska ich dwie albo trzy, tam ni ładu, ni wstydu, ni pokoju...
Dam Mładę za Własta...
— Ścisnęli się za ręce.
— Ale starym obyczajem — ze swaty i obrzędem... a niech ją Włast choćby najrzy przódy, bo przeciw woli dziecka nie chcę ani dać, ani narzucać.
Luboń się uśmiechnął.
— Dwoje młodych, a czemuby woli ku sobie