Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 079.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

tylko do Hożéj, a bądźcie mi bratem. Przysiążmy sobie braterstwo... i służmy sobie, starym obyczajem — jak pobratymcy.
— A! mój Jarmierzu, bez innéj wszelkiéj przysięgi — odezwał się Włast — zawierz mi, bratem ci jestem i będę.
— A ja ci dam pierwszy dowód — odezwał się Jarmierz zniżając głos — że dobrze życzę i bratem jestem... Was stara babka i ojciec i — wszyscy posądzają, żeście wy nową wiarę przyjęli.
— A gdyby tak było? — cicho zapytał Włast — wzdychając.
— Niech to złe odejdzie od nas! — zawołał Jarmierz — nie mówcie tak, ani się przyznawajcie do tego, ani myślcie... Nie znacie staréj Dobrogniewy, strułaby was choć wnuka... nie znacie ojca... wyrzekłby się was jak wroga!
Głos mu się trząsł mówiąc, ale przestraszony zniżył go i kończył szeptem cichym.
— Nie mówcie tak, to być nie powinno i nie może... Luboń by na to nie pozwolił nigdy... Ale posądzają was... ja sam — może ja sam winienem temu... ja niewiem — pytali mnie — mówiłem, że jakieś dziwne przed nocą i rano odprawujecie obrzędy — przyznaję się — możem nie powinien był mówić o tém.
Włast milczał.
— A gdyby was tam i zepsuli — ciągnął Jarmierz — trzeba wróciwszy do domu do swoich