Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 093.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Miał i on oszczep w ręku i uskoczywszy nieco uderzył nim na dzika. Włast ustąpił, nie wiedząc co ma czynić, lecz tuż nadbiegali kneziowscy ludzie, którzy rozjuszone stworzenie chwycili i przytrzymali, psy téż rzuciły się na pastwę i dzik legł zwyciężony na ziemi.
Radosny okrzyk ozwał się po lesie. Kneź zdala patrząc obojętnie, Stogniewowi kazał konie podawać i łowy na ten dzień były skończone.
Już na konia wsiadłszy, Dobrosławowi rzekł kneź, aby do domu wracał, a Włastowi za sobą jechać polecił i cały orszak zebrawszy się w gromadę, milcząc posuwał się ku grodowi do Poznania.