Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 098.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

się jak mogła, w kupę się zebrać nie umiejąc. Każdy z małych wodzów chciał wielkiéj władzy. Ze starych czasów pozostały waśnie graniczne między jednoplemiennemi, które teraz w wojnie z wrogiem odżywały. Gdy Morawy i Czechy już się były zlały w państwo jedno, naprzeciw nieprzyjaciołom, chytrością walcząc z niemi, Polanów dopiero Mieszko skupiał, aby szli razem, sięgając i po dalsze rozbite plemiona.
Od lat już wielu nad Cybiną stało to ognisko, w którém się wszystko przygotowywało, co gdzie dokoła lub zwłaszcza między Wartą a Odrą dziać się miało. Na osobnych gródkach siedzący kneziowie mniejsi poddali się władzy Mieszka, bo ich karcąc do tego przymusił.
Na samym grodzie i poza wałami jego, w szopach i chatach, w chiżynach i dworach, szeroko rozłożonych nad Wartą, u prawego jéj brzegu, mieszkał żołnierz kneziowski, sotnicy i tysiącznicy. Obok niego ci co rzemiosło na zamku potrzebne sprawiali, lud od stróży, od posług, od posyłek, od łowów i od wszelkich powinności pańskich, niewolnicy i parobcy. A choć miasto było niepozorne i szare od ścian drewnianych postarzałych, zajmowało już przestrzeń znaczną. Na targi téż tu przybywali kupcy z towarem różnym zdaleka, ze wschodu i zachodu. Ludność się na tysiące liczyła, cała grodowi pańskiemu służąc i podlegając.