Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 117.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Spojrzał na pochmurne pańskie oblicze i nie śmiał ust otworzyć.
— Na Peruna! — zawołał Mieszko. — Całe chyba to stado precz rozegnać potrzeba, zamiast pociechy i spoczynku, waśń tylko i męka z niemi.
Ręką groźnie zamachał w powietrzu.
— Do Peruna! te białogłowy z ich językami! powtórzył.
Stogniew zdawał się czekać na rozkazy, ale Mieszko się zadumał, i zbył go posępném wejrzeniem.