Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 119.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

potajemnie. Kneź sam i wszyscy co go otaczali, mieli już to przekonanie, że do niego należała władza i panowanie nad wszystkiemi plemionami bratniemi, aż do morza, aż za Wisłę, że Szlązko téż i Chrobaty powinny były, prędzéj, późniéj Czechom być odebrane i do Polanów jedności włączone. Wszystko co Gero zdobywał nad Łabą, co zdradą odpadało od bałwochwalstwa i słowiańskiego przymierza, Mieszko uważał, jakby sobie wydarte. Pomagał mu w tém brat po ojcu, choć nie po matce, starszy od niego Sydbór, z ulubienicy Ziemomysłowéj zrodzony, przed zaślubieniem Górki, matki Mieszkowéj, wojak z lat młodych, który żył tylko wojną.
Po matce, która była prostą dziewczyną z lasów kędyś wziętą, Sydbór wziął naturę dziką, upodobanie w życiu swobodném, pod gołém niebem, na zasadzkach, w walce i napadach. W Mieszku szlachetniejsze górowały instynkta, pragnienie panowania, przemyślne poszukiwanie środków — chęć dorównania narodom, które więcéj mogły i umiały.
Sydbór był prostym zapaśnikiem, który chciał się tylko bić i miał upodobanie w rzezi a krwawych walkach. Litości u niego prosić było próżno, nie prosił jéj dla siebie, nie miał dla drugich.
Mieszko dawał mu dowództwo nad niesworniejszymi oddziałami, najtrudniejsze do wykonania polecenia, używał go nie dając mu tchnąć. Sydbór