Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 120.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

był rad i więcéj nie pragnął. W wyznaczonéj sobie dzielnicy, którą mu brat puścił, nie siedział nigdy prawie, domu dotąd nie miał, rodziny nie pragnął, koczował z oddziałem swym konnicy na wiecznych czatach, włócząc się po nad granicą i gdziekolwiek można było napaść z nienacka, łupu zagarnąć siła i ludzi nabić mnogo. W boju śmiał się i cały krwią obluzgany szalał zwycięztwem. W Poznaniu zjawiał się wołany, często niespodzianie, ale miejsca nie zagrzał. Drugiego dnia już go piekło w pole. Czasem nieopowiedziawszy się kneziowi, ruszał i niewiedziano nawet dokąd. Ruchawy ten i przedsiębiorczy brat byłby może niepokojem nabawiał Mieszka, gdyby w nim dostrzegł jaką chęć samoistnego panowania, ale Sydbór zdawał się nic nie pragnąć nad to życie, które prowadził. A srogi ten, nielitościwy kat na ludzi, którego znano z tego, iż żadnéj winy nigdy nie przebaczył i miłosierdzia nie miał nad nikim, kochał przecie i szanował Mieszka, a nadewszystko czcił i przywiązany był do siostry, która nosiła toż imie co matka jéj — i zwała się Górka.
W osobnym dworze na zamku nad Cybiną, mieszkała ona, pod knezia opieką; miała swą służbę oddzielną i żyła odosobniona. Niewieście towarzystwo żon kneziowskich nie przystało jéj, trzymała się od niego zdala. Mieszko zdawna za mąż wydać ją pragnął, lecz lada komu dać nie chciał.