Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 160.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

pomniał, gdy, Dobrosław zlekka potrąciwszy go, szepnął mu do ucha.
— Kniehini Dubrawka.
Była to w istocie córka Bolesławowa, jedyna po wnijściu Mładéj do klasztoru. Dubrawka, która dotąd nieznalazłszy sobie małżonka, i nie szukając go, pędziła życie swobodne przy ojcu, nie bardzo o przyszłość się troszcząc.
W jéj pięknych rysach na pół męzkich, widać było bujną krew tego rodu Przemysławów, który we złém i dobrém nie znał miary, córkę Drahomiry Lutyckiéj, co nad miłość własnego dziecka przeniosła chęć panowania; córkę Bolka Lutego, co nad sobą starszemu nie chciał dać przewodzić, synowicę Wacława, co pobożnością stał się niemal kapłanem, cnotą doszedł świętości, pogardą życia męczeństwa — krew rodu pańskiego, wojowniczego, stworzonego do królowania i dowództwa.
Ojciec jéj był jednym z kneziów czeskich — a został jedynym...
Co mu nie ulegało — pościnał.
Takiej niewiasty mężnéj i silnéj wśród ówczesnych pokornych i bojaźliwych — bo ją do tego z dzieciństwa wdrażano — Mieszko nawet nie marzył. Znał je trwożliwemi tylko, zuchwałemi w gniewie, a rozpływającemi się we łzy na skinienie, płochemi i płochliwemi. Ta niewiasta jakby stworzona dla wojaka zachwyciła go.