Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 181.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

i Dubrawka, już strojna, cała we wstęgach, łańcuchach i kolcach, z twarzą rozpromienioną, weszła do izby ojcowskiéj, przypadając do ręki starego, która się ku niéj wyciągnęła.
Zdziwił się widząc ją tak wesołą, a uląkł niemal, że Prokop powiedzieć chyba jéj nie śmiał, z czém go posłał.
Kniehini się uśmiechając patrzała nań śmiało.
— Dubrawka — rzekł kneź — a widzieliście Prokopa?
— Idę od niego miłościwy ojcze i panie.
— Mówił on z wami?..
Dubrawka pokraśniała spuszczając zrazu oczy, potém nagle je na ojca podniosła.
— Mówił...
— Cóż wy na to? czy chętnie pójdziecie niosąc krzyż między pogany?..
— Chętnie... z ochotą! tak! — zawołała Dubrawka — czuję w tém rozkaz Boży...
— I nie masz obawy?
— O! nie! — śmiejąc się zawołała Dubrawka — mam odwagi dosyć. Kneź Mieszko strasznym mi się nie wydaje...
Bolko widząc, z jaką łatwością córka wybierała się go porzucić, rozstać z rodzeństwem, iść w nieznany kraj, na losy niepewne, uląkł się niemal i posmutniał.
— A nie żal ci będzie Hradszyna i Pragi? — zawołał — i mnie ojca starego i siostry i braci?..