Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 183.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

gdybym się wam naprawdę do kolan o córkę pokłonił... cobyście rzekli...
Stary pochylił mu się do ucha.
— Weźcie ją sobie... i niech Bóg wam błogosławi... Chrzest przyjąć musicie.
— Gdy będę mógł... wierzcie mi i ufajcie, zostanę chrześcianinem...
— Mówcie z nią sami.
Zaledwie od stołu wstawać poczęto, już się Mieszko nie wahał wprost przystąpić do Dubrawki.
Wszyscy jeszcze byli w izbie i patrzali, jak się zbliżył do niéj i odwiódł ją, lekko za rękę wziąwszy ku oknu, wszystkich téż oczy ciekawe zwrócone na nich były. Dubrawka szła śmiało i nie udając wstydliwości niewieściéj, która kniehini, wedle jéj przekonań, nie przystała.
— Piękna kniehini — rzekł Mieszko — my poganie wierzymy w dolę i losy. Od wczorajszego wieczora wierzę i ja, że mnie was dola i los przeznaczyły za małżonkę... Kłaniałem się ojcu waszemu, chceli mnie za syna... odesłał do waszéj miłości. Cóż mam rzec... Chcecie mnie za męża?..
Dubrawka mu w oczy spojrzała uśmiechając się.
— Choćbym was i nie chciała, toć muszę wziąć, kiedyście mi jeszcze wczora wasz pierścień narzucili, a u nas pierścień zaślubiny znaczy... Cóż mam czynić nieszczęśliwa? wyszłabym