Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 189.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

domość o zaswataniu Dubrawki. Była to wieść radości wielkiéj i nadziei. Padł na kolana O. Matja, modlił się i płakał znowu.
Imię Stogniewa słyszane w nocy na myśl mu przyszło. Czuł się w obowiązku kneziowi stać na straży, a w razie najmniejszéj oznaki zdrady, w oczy Stogniewowi zadać ją i wyzwać, by się oczyścił lub usuniętym został. Z Mieszkiem wszakże, gwałtownym i porywczym, trudna była sprawa, a i z rodziną własną nie wiedział, co pocznie nawrócony. Wszystko jednak co go spotkać miało ofiarując Bogu, gotował się młody kapłan, choćby na męczeństwo.
Dobrosław był daleko lepszéj myśli, ufając, że Mieszko poczynać sobie będzie tak, aby się na niebezpieczeństwo nie narażać. Lecz napróżno starał się dodawać otuchy Włastowi, który milczał zasępiony, spoglądając na radość powszechną, lękając się, aby ona zawcześnie w krew i łzy się nie zmieniła. Twarz Stogniewa, chociaż ją układać się starał, mieniła się dziwnie i strasznie, oczy mu pobłyskiwały. Włast odgadywał a raczéj przeczuwał, co się działo w jego duszy. Trwoga go ogarniała. Odwiódł na stronę Dobrosława nieznacznie i pokazał mu tych ludzi.
Mogli tu niepostrzegani przez nikogo pocichu rozmówić się z sobą i Włast wyznał Dobrosławowi, co słyszał w lesie, jak się tam odgrażano i imię Stogniewa wymieniono. Z narady to tylko