Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 194.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

umówiwszy się, iż spać nie będą, a gdy wszyscy zasną, wstaną, aby ich wymordować z kolei. Stogniew miał pewnych ludzi kilku do pomocy.
Zaledwie się oddalili, zimnym potem okryty wstał Włast i pobiegł szukać Dobrosława, aby mu o niebezpieczeństwie oznajmić.
Unikać musiał oczów i tak to dopełnić, aby żadnego nie obudził podejrzenia. Księciu téż potrzeba było powiedzieć o tém, co się gotowało, aby obmyślił co miał czynić.
Dobrosław chodził około konia swojego w miejscu, gdzie nikogo nie było, łatwo więc przyszło Włastowi natychmiast mu rozmowę podchwyconą cudem, powtórzyć.
Mieszko na wysłaném suknie pod dębem zasypiał bezpiecznie, budzić go nie śmiał Dobrosław, ale stanął na straży, by się zbliżyć natychmiast, gdy ze snu wstanie.
Włast poszedł krążyć zdala, aby innych przed czasem nie dopuścić.
Znużony drogą kneź spał prawie do wieczora, szczęściem rżenie koni sen ten głęboki przerwało, a gdy oczy przecierać zaczął, znalazł się przy nim pierwszy Dobrosław i nie tracąc chwili, rzekł mu:
— Miłościwy panie, Włast podsłuchał rozmowę, zmówili się Stogniew z Wojsławem, aby cię w pierwszym śnie zamordowali...
Słysząc to Mieszko, wcale nie okazał poruszenia. Kazał sobie powtórzyć prędko wszystko, co