Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 205.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nóg mu się rzuciła. Popchnął ją zrazu, ale mu się uczepiła mocno. Krzyk i płacz rozlegał się po dworze, ludzie pobudzeni zbiegli pod okna, do sieni i stali patrząc a nie rozumiejąc co to znaczyło. Niewiasty łamały ręce i płakały. Jarmierz stał w progu.
Opamiętał się stary w gniewie.
— Związać go!.. — krzyknął — na strych w swirniu posadzić i nie puszczać... suchy dać chleb i wodę... niech mrze głodem...
Jarmierz chcąc ocalić Własta, odezwał się, że w swirniu strych był zajęty.
— Do jamy z nim! do jamy! — zawołał Luboń — łyka mi daj... związać go... sprzedam jak niewolnika, ubiję jak psa...
Napróżno córka błagała jeszcze, zwracając się to do ojca to do Własta, aby uległ woli jego. Włast milczał, ojciec zapalał się gniewem coraz większym. Jarmierz wreszcie lękając się, aby stary nie porwał się znowu do dziecka, wolał już spełnić polecenie i przyniósł łyka.
— Do jamy z nim... — powtórzył Luboń.
Jama ta była wygrzebaną w ziemi i służyła na schowanie w zimie, często za więzienie w lecie. Spuszczano do niéj winowajców, a wnijście zawalano drzwiami, na których kładziono kamienie.
Włast szedł posłuszny. Hoża zakrywszy sobie oczy, upadła na ziemię. Milczenie było w izbie,