Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 206.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

tylko oddech wzburzonéj piersi Lubonia i mruczenie staréj je przerywało.
— Będziesz posłusznym?.. — krzyknął stary, widząc już syna w progu.
— Ojcze... nie mogę... Bogu posłusznym być muszę...
To mówiąc zwrócił się do Jarmierza i rzekł mu spokojnie.
— Prowadź mnie.
Ta odwaga i stałość słabego na pozór chłopaka, któremu się urągano, iż męztwa nie miał, dziwne uczyniła wrażenie na wszystkich. Stara Dobrogniewa wściekała się, Hoża płakała. Luboń stał drżący z gniewu. Jarmierz był przerażony.
— Prowadź do jamy! — krzyknął stary.
Włast ruszył się posłuszny nie mówiąc słowa i przestąpił próg, przeszli sień, znaleźli się w podwórku.
— Poddajcie się ojcu... jamy wy nie wytrzymacie długo... — szepnął Jarmierz — poddajcie się! co czynicie!..
— Prowadź mnie — rzekł Włast — niech się stanie wola jego, śmierci się nie lękam...
W progu jeszcze zjawił się rozjuszony ojciec, krzycząc na Jarmierza.
— Do jamy!
Nie było już ratunku.
W głębi dziedzińca znajdowała się ta studzienka wilgotna. Jarmierz odwalił drzwi i li-