Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 208.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

mierza, kazał mu drzwiami otwór przyrzucić i poszedł.
Gdy zakładając drzwi spojrzał w dół Jarmierz, chcąc słowo pociechy rzucić biednemu, w głębi zobaczył go klęczącego i modlącego się spokojnie. Powoli zasunął ciężkie wrota i odszedł zadumany.
Dzień cały upłynął bez zmiany, spuszczono tylko chleb i wodę Włastowi. Jarmierz chciał przemówić do niego, ale zdala stojąca z kądzielą Dobrogniewa pogroziła mu.
Luboń nie wyjechał ani na łowy, ani wyszedł w pole, w chacie przesiedział dzień nieruchomy prawie, a gdy mu jedzenie przyniesiono, popchnął je od siebie. Wodę pił tylko.
Nad wieczór przywlókł się do wrót starzec z gęślą na plecach.
Był to gość częsty we dworze Luboniów, znany całéj okolicy śpiewak, wróżbit i znachor, który przez rok cały zwykł był obchodzić dwory i chaty, karmić się, spoczywać i płacić za gościnność śpiewem i wieszczbą. Zwano go Wargą. Z siwą rozczochraną brodą, z rozwianym włosem, w szaréj opończy, z kijem białym w ręku, z sakwami na plecach, stary Warga wchodził jak pan do każdego domu, siadał na najlepszém miejscu, kazał sobie podawać co mu się podobało, łajał czasem najmożniejszych i słuchano go z pokorą, a niemal trwogą. Uchodził za strasznego czarownika.