Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 220.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

spodarstwo wyprawił, bom stary i pomocy potrzebuję.
Mieszko zdumiał się bardzo i popatrzał na Dobrosława, który znać musiał wprzód opowiedzieć o powołaniu jego i kapłaństwie. Wprawdzie naówczas żenienie się duchownym wzbronioném nie było, ale Włast wdział był suknię mniszą, o czém Dobrosław wiedział dobrze, a zakony zawsze ślubowały bezżeństwo.
Zdumienie na chwilę usta zamknęło wszystkim. Luboń poczuł, że mu nie bardzo wierzą.
— Miłościwy panie — rzekł — przed wami nie godzi się nic ukrywać. Syn mi powrócił przez niemców zepsuty i na ich przeklętą wiarę przeciągnięty — nie chciał ani żony, ani gospodarstwa. Lecz zmusiłem go, aby mi był posłuszny, a dałem młodycę śliczną, przy któréj zapomni o czém inném.
— I ożeniliście go? — podchwycił Dobrosław widocznie zdumiony razem i przelękły, ożenił się dobrowolnie?
— Trochę mi się opierał — odezwał się Luboń — ale przeciem ojciec i mam władzę, zresztą niewiastka go do rozumu przywiedzie. Stary się rozśmiał dziwnie — Dobrosław zmilczał, Mieszko téż nie odezwał się zaraz — ale chmurno na starego Lubonia popatrzał.
— Dawnoż się to stało? — spytał.
— Zaraz po powrocie, gdyście go miłościwy