Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 222.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zbierano. Dla tych woły zarzynano i pieczono, i kadzie z piwem stały od rana.
Na kneziowskim dworze występowano téż jakby najdostojniejszych spodziewano się gości. Izba wielka na dole przyrządzona była na przyjęcie wspaniale, wszystkie ławy suknem szkarłatném pookrywane, na stołach dzbany srebrne, na ścianach zbroje i tarcze odpolerowane świeżo. Zapach smółki rozchodził się wszędzie. W podwórcu pieczono zwierzynę i barany, niewiasty warzyły kasze różne z miodem i mlekiem, beczki z napojami stały pogotowiu, by z nich stągwie napełniać było łatwo. Sam kneź od rana suknie włożył paradne i miecz przypasał złocisty, a czapkę wdział czarnym połyskującą włosem z północy przywiezionego zwierzęcia, za którą dał niewolnika. Twarz téż na ten dzień rad był włożyć wesołą, ale mimo starania, marszczki na niéj widać było.
Zawczasu się panowie ściągać poczęli, z pocztami pięknemi, bo każdy był rad przed kneziem wystąpić możnie i schludnie.
Więc Jaksy, Kaniowy, Grzymałowie, Rolici, Godziembowie, każdy w kilkanaście lub kilkadziesiąt koni, kołpaki piękne, suknie zawiesiste, miecze kowane, na niektórych zbroje niemieckie, stawili się u progów dworu, gdzie ich dwór i służba witała, a do izby wiodła.
Kneź siedział na podwyższeniu i łaskawie wszystkich przyjmował twarzą, jak mógł wesołą.