Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 228.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Tak krótka ale stanowcza skończyła się narada, nastąpiło ucztowanie...
Znowu Stolnicy i Cześnicy szli nalewać i zachęcać — i, mimo przytomności knezia, wrzawa i śmiechy rozległy się w izbie. Toż samo działo się w dziedzińcu, i na całym grodzie. Młodzież biegała z oszczepami, ścigała się końmi, pasowała na gołe dłonie... Strzelała z łuków i rzucała kamienie... Podochoceni wojacy, komornicy, dwór, pachołkowie, dokazywali pod oczyma starszyzny, która téż podweselona, nie myślała powszechnego zakłócać wesela...
Około gaju świętego dopiero panowała cisza i spokój, bo do tego nikt się zbliżać nie śmiał. Na skraju jego pod drzewy widać było kilku starców stojących gromadą w milczeniu, i zdala przypatrujących się ciekawie temu co około dworu się działo. Zwykła straż chodziła u ścian kontyny... W progu jéj siedział znajomy nam Warga z rozwianą brodą na ręku podparty, słuchając dolatujących doń okrzyków i dumał. Kilku podobnych mu dziadów z białemi kijami przechadzało się po gaju.
Warga zdawał się tu czekać na kogoś. Obracał się czasem ku dworowi napróżno, podglądał pod gałęzie... nikt nie przychodził...
Nad wieczór, goście się zwolna rozjeżdżać zaczęli, ludzie znużeni kładli się po szopach, na grodzie uspokajało się, kiedy niekiedy tylko