Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 237.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

swych Bogach, niech głos posłyszy, nie będzie śmiał...
— Co, nie będzie śmiał? — przerwał Warga — silniejszy on od was i chytrzejszy... Inna moja rada... zmilczeć i ugiąć się... a wiernie swego trzymać i czekać... przyjdzie pora. Albo to czas teraz?
— A kiedy będzie czas? — zapytał Wojsław.
— Gdy my wam powiemy!.. — odezwał się Warga. — Co wy znacie dworacy? co wy wiecie Wojsławie? Schowaliście się na dworze, nie znacie narodu. Mocny on może być, gdy przecierpi, gdy zaboleje, gdy mu do serca ściągną dłoń. Dziś my jéj jeszcze nie poczuli... darmo wołać... Zbierze się kupa pijanych, zahuczy, rozpędzą ją i strach padnie na wieki na wszystkich... Tegoby jemu trzeba, żeby mocniejszym się stał, ale my tego uczynić nie damy!..
Drahota powtórzył.
— Nie damy!..
Inni starcy nie sprzeciwiając się zamilki[1], Warga widocznie ich zmógł i przekonał.
— Wywrócą kontyny? jest w lasach miejsca dosyć! Każą się kłaniać nowemu Bogu? pokłonim się... Było ich dosyć... jeden więcéj?.. Dlatego naszych starych nie opuścim... Nasza dola czaić się, cierpieć i czekać... przyjdzie nasz czas, przyjdzie nasza godzina... wybiją na wojnie starszyznę, dwory zostaną puste...

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – zamilkli.