Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 032.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

i zdawał się też pięknością swą dobrany do jeźdźca. Nie potrzeba było nim kierować, zgadywał myśli, a choć zmęczony, szedł z dziwną fantazją, którą konie dobrej krwi dochowują do ostatniego tchu... Chevalier Georges zawiązał rozmowę z panem Dobkiem, nie mogąc sam zrozumieć, jak na nim z natury dosyć dumnym i do stosunków niełatwym, tak korzystne ktoś od razu mógł uczynić wrażenie. Oczy, uśmiech, głos tego nieznajomego czarowały go...
— Nie czyń pan w Emilopolu żadnej niepotrzebnej ceremonji, rzekł po chwili rozmowy Georges. Hetman lubi gości, młodzieżą się zajmuje po ojcowsku, dom zawsze pełny daleko mniej mu od pana miłych osób, przynosisz nam z sobą upragnioną rozrywkę, bośmy się nieco monotonią wiejską nudzili, jesteś więc le bienvenu, i możesz siedzieć tu ile się mu podoba... Idzie tylko o to, by służący wyzdrowiawszy wiedział gdzie go szukać...
Dobek się zmieszał.
— A! na to, zawołał, już ja będę szukał rady...
Mówiąc tak zajechali przed ganek, i na znak dany przez Georges’a nadbiegła służba, aby konie od przybyłych odebrać... Zniesiono mały tłomoczek gościa do jego mieszkania, które było wyznaczone w pałacu, w antresolu bardzo przyjemnie urządzonym...
Georges po kilku zapytaniach co do ubioru, oświadczył, iż mu do wyboru przyszle cały garnitur, aby mógł na pokoje wyjść, gdy wypocznie...
Hetman miał tego dnia grać sam na flecie i koncert rozpoczynał się za półtorej godziny.