Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 046.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

gdy spostrzegłszy to Dobek ją usuwał, hetman ujął za rękę ciekawie.
— Co za cudowną masz waćpan rękę! zawołał: on dirait une main de femme!
Wyrazy te rumieniec krwawy wywołały na twarz Wawrka... zmieszał się, ale epizod ten był mu nauką, ażeby się nazbyt z białemi dłońmi nie wymykał. Schował też je pod stół...
Wypytywał potem hetman, czyby na jakim nie grał instrumencie i czy muzykę lubi?
Dobek się przyznał, iż trochę na fortepianiku brzdąkał i śpiewać próbował, lecz że głos miał tak kobiecy, iż się go aż wstydził, postanowiwszy ze śpiewem czekać, póki mu inny nie urośnie.
Wywołało to uśmieszki.
— Ażebyś pan nie nudził się rankami, a nie żenował grywać słuchanym, Cipriani mu poszle niezły klawicymbalik, który stoi nieużywany w jednym z pokojów.
Dobek się chciał wymawiać, nic nie pomogło; Georges obiecał sam tego dopilnować i nastroić.
Z innych też stron sypały się grzeczności... a kobiety nie były na nie skąpe, oprócz Babetty, której stanowczo chłopak się nie podobał. Pani St.-Georges nazywała go cherubinkiem i szczęśliwe to a trafne nazwanie hetman przyklasnąwszy pochwycił oddając hołd dowcipowi jejmości.
Po wieczerzy, która była jedną z najsmaczniejszych, jakie hetman jadł w życiu, sam to wyznawał, wstano od stołu i rozmowa swobodniej się toczyła.
Do tej pory dosyć spokojna córeczka pani St.-Georges, djabełek Ninon, napasłszy ciekawe oczy kawale-