Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 050.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

głodna... póki nie dobiły się do karczemki, nie spoczęły tu trochę i nie ruszyły dalej na nocleg do wsi już za puszczą położonej. Mimo całej energji ducha Laura czuła się zmęczoną tak, iż zwątpiła czy dalej jechać potrafi... Nadjechała pogoń z Borowiec, którą rozmawiającą w nocy pod karczmą i wywiadującą się usłyszała Laura, i to jej dodało męztwa a siły. Nazajutrz rano, noc spędziwszy w płaszczu na sianie przy koniu, puściła się w dalszą drogę...
Trzeciego dnia wysłała list przez żebraka do ojca... Pierwszy strach powoli przechodził, oswajała się z dziwnem położeniem swem i nabierała otuchy, iż dostać się potrafi do stolicy. Z pieniędzy, które wymogła na ojcu jako ostatnią jałmużnę, znaczniejszą część zostawiła była ze szkatułką Eliaszowi, wzięła jednak z sobą aż nadto, by jaki rok wyżyć mogła. W główce jej, po rozmowach z panią Lassy, którą wybadać się starała, dziwne snuły się plany. Miała jako mężczyzna nająć sobie mieszkanie, uczyć się muzyki, czytać, pracować, żyć samotnie, wszelkich znajomości unikać i tak — czekać pókiby jej los nie nastręczył zręczności dowiedzenia się o Honorym, o Konopnicy. Wiedziała, że musiał już ożenić się z Zosią Bułhakówną; nie przeszkadzało jej to jednak kochać go całem sercem i myśleć o osiądzeniu gdzieś w sąsiedztwie... tak... aby on o niej nie wiedział, a ona go widywać mogła.
Marzenia były dziecinne! niewykonalne, bajeczne, lecz Laura nic a nic świata nie znała, wiedziała o nim z powieści, sądziła z posłuchów. Teraz dopiero z rzeczywistością cale inną, zupełnie różną mierzyć się miała... Czuła, że jako panienka sama ruszyćby się nie mogła, nie dość byłaby swobodną; zdało się jej więc