Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 064.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Odgadłam cię, rzekła, lecz niech cię to nie trwoży: jestem aktorką i najmniejszy ruch fałszywy mnie uderza, inni tego dostrzedz nie mogą... Nie życzę ci jednak siedzieć tu długo, zbyt wiele oczu cię ściga, sam hetman jest daleko plus fin niż się zdaje. Nie dziwiłabym się, gdyby cię odgadnął... Lecz powiedz mi cóż mogło zmusić twojego wieku, wychowania i stanu kobietę do rzucenia się na tak niebezpieczną drogę?.. co myślisz na przyszłość?
— Słuchaj mnie, pani moja, rzekła Laura powolnie, ufam ci, że mnie nie zdradzisz... Byłam u ojca jedynaczką, byłam ukochanem dziecięciem, miałam całe serce jego... Ojca mego uwiodła kobieta zła, chciwa na jego majętność. Wdarła się nam do domu, wnosząc niepokój, intrygi... namiętność... została moją macochą... chciała mnie upokorzyć i zgnieść; wolałam wszystko nad to... wyrwałam się jak szalona... sama nie wiem gdzie lecę i co zrobię.
Babetta patrzała na nią z uwagą... a jako Francuzka i artystka nie mogła tego pojąć, ażeby miłość nie wchodziła w historyę pięknej heroiny.
— Kochałaś? chciano cię wydać za innego? nieprawdaż? dodała z uśmiechem.
Laura zarumieniła się.
— Nie, rzekła, o żadnej miłości i wydawaniu za mąż mowy nie było, chociaż w przyszłości czekało mnie pewnie nienawistne jakieś małżeństwo, a ja, ja za mąż iść, nie mogę...
— Dla czego? zapytała ciekawie Babetta.
— Bo, bo, spuściwszy oczy dodała Laura, bom sobie dała słowo, że... będę wierną temu, którego wybrało serce.