Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 068.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nieszczęsne artystów było jej nieznane, nie domyślała się jego upokorzeń, czarowały ją tylko uroki. Maleńka próbka sceny dzisiejsza uczyniła na niej wrażenie... intuicyjnie domyśliła się, przeczuła zadanie sztuki i jej posłannictwo...
— Dla czegóżbym nie miała zostać artystką? aktorką? powtarzała ciągle... wszakże słyszałam zawsze, że teatr jest moralności szkołą, szlachetnych uczuć objawem, urzeczywistnieniem ideałów, które inaczej na ziemi nigdyby się objawić nie mogły?
Z główką pełną tych rojeń Laura położyła się spać, i śniła, że w sukni królowej... grała rolę idealnej niewiasty, jakiej nie było na świecie... Po scenie przepływały anioły, muzyka grała melodje w niebiesiech podsłuchane... Teatr przedstawiał okolicę jakąś cudną, którą sen umalował niezrównanemi barwami... Już dzień był dobry, gdy się przebudziła, aby ubrać pośpiesznie... i ledwie dokończyła toalety, gdy Georges zapukał do drzwi, pytając o wczorajszy ból głowy. Na wszelki wypadek Laura zatrzymała go na ten dzień i powiedziała, że się jeszcze nie czuje bardzo dobrze, prosząc go o książki z biblioteki teatralnej... z któremi dzień chciała spokojnie przepędzić.
Georges się trochę temu opierał, nie książkom, które natychmiast przysłać przyrzekał, ale zamknięciu się w pokoju... które ból głowy tylko jeszcze zwiększyć mogło. Zgodzili się na to, że Dobek miał przyjść dopiero na obiad... Tymczasem kawaler usłużny, natychmiast cały kosz kazał znieść do entresolu, aby przyjaciel miał sobie w czem wybierać. Laura została sama, zakłopotana wyborem tylko...
Wypadek dał jej Corneille’a w ręce... Siadła, za-