Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 073.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

cieszył z tej pojętności wyrostka, który doszedłszy do lat, arsenał gotowy mógł już cały mieć w ręku do użycia... Dobek za mało tylko dopomagał dziewczęciu, które ta obojętność kawalera gniewała. Pani St.-Georges ściskała córeczkę i całowała za tak cudownie odgrywany dramacik miłosny.
— A jabym jej za to rózgami dać kazał! mruknął Zarwański Borawskiemu na ucho, jak mi Bóg miły!
Koncert po obiedzie, w którym hetman nie był czynny i ograniczył się dyrygowaniem z daleka, uświetniła arją wielką z fioriturami zadziwiającej sztuki i koronkowej delikatności signora Angiolina... Głos miała silny, nie zbyt miły, lecz wyrobiony doskonale. Wedle mody wieku, tak samo jak architektura obwieszała się niesmacznemi ornamentacjami bez miary, śpiew też przystrajał się w brylanty, za któremi często jego samego widać nie było.
Wszystko to Dobek usiłując się ukryć w najciemniejszy kątek przebył, tłómacząc się ciągle bólem głowy, Georges go na chwilę nie opuszczał. Ostatni ten obiad nabawił go takim strachem i przekonaniem o potrzebie dalszej ucieczki, iż każda chwila zwiększała rosnącą gorączkowo niecierpliwość. Zdawało mu się, że teraz wszyscy na czole jego czytali całą historję: i płeć, i uczucia, i wstyd, którym był okryty. Odwaga znowu go opuściła, suknie ciężyły, brzydził się niemi jak fałszem, wyrzucał sobie rzecz grzeszną i występną; chciałby je był zrzucić, pozbyć się co najprędzej, ale kobietą, w tym wieku sam jeden w świat puścić się nie mógł — potrzebował mentora, towarzyszki, opieki. Wczoraj już Babetta przychodziła mu na myśl... dziś przypatrując się jej, obawiał się; z pewnością