Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 135.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Lassy i drugiej kasztelanowej. Pomimo to nie wymknęła się dość śpiesznie, by jej niepostrzeżono.
U pani Kossakowskiej, która zwykle trudną była w przyjmowaniu, każdy gość uwagę zwracał, i na Laurę więc ciekawe skierowały się oczy...
W chwili tego zamięszania otwarto właśnie drzwi do sali jadalnej i marszałek dworu oznajmił, że wieczerza gotowa. Chociaż panowie ci ledwie byli weszli, okazało się, iż już kredencerz ich przeliczył, i nakryć było tyle ile osób w salonie... Kasztelanowa swej towarzyszce podała rękę, nie chcąc się dać prowadzić do stołu nikomu. „Ichmość nas opuściliście, my też ich rzucamy. Idźcie sami do stołu”... Laurze chciało się choć teraz wysunąć, lecz za późno było, niestety! Widziała po oczach i szeptach, że się o nią dopytywano... rumieniąc się cała, musiała iść do stołu.
Snadź pani Kamieńska srebra swe mieć musiała, choć na krótki czas przybywszy, bo stół się uginał pod niemi, zastawa była przepyszna... Nie tyle piękna co bogata, oznajmywała o możności domu, i świeciła krzyżem Potockich. Liczna służba otaczała stół do koła... Nakrycie całe srebrne...
— Przepraszam ichmościów, że na tych talerzach, do którycheście nie nawykli, jeść musicie. W drodze jestem, a porcelana się tłucze... trzeba się oszczędzać, by Sasom za nią nie płacić... rzekła pół-głosem.
Podano półmisek cielęciny... kazała go kasztelanowa jednemu z panów zanieść, mówiąc: Asindziej to lubisz pono.. a no, bo nie smakując w tem, źle byłbyś widziany u dworu...
Była to znowu alluzja do herbu Poniatowskich. Od