Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 138.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

deklamowali Racine’a i zabijemy choć jedną z tych godzin, które nas zabijają.
Laura skłoniła się, dała znak Lassy i wyszły. Odetchnęła dopiero w ulicy. Stara towarzyszka rada i towarzystwu, w które się wcisnęła, i więcej może wieczerzy, która jej bardzo smakowała... śmiała się z zakłopotanej.
— Już przynajmniej w tem wszystkiem winy mojej nie ma, odezwała się, samaś sobie strój ten wdziała, sama wyjść życzyłaś... resztę los zrządził.
— Tak, rzekła Laura, to nauka dla mnie! nierychło się na nowe przebranie odważę...
— Zrobisz sobie jak zechcesz, bo mnie słuchać nie masz zwyczaju, odezwała się Lassy, lecz od pierwszej kasztelanowej wątpię, byś się wykręcić mogła. Wpadłaś jej w oko. Najmilsza z niewiast... ale lubi młode towarzystwo, a byłaś takim ładnym chłopcem, że się jej gustowi nie dziwię.
Nazajutrz szukano pani Lassy po całem mieście, ażeby przez nią trafić do owego Wawrka Borowieckiego; nie było to łatwo kogoś w ówczas wyszukać w stolicy, bo o przyjezdnych i zamieszkałych nikt się nie troszczył. I byliby zapewne słudzy kasztelanowej nie znaleźli jej, gdyby jeden z nich, który w ogrodzie za panią szedł, starej jejmości nie spotkał, nie poznał i nie pochwycił. Tym sposobem dostała się do rąk jej kartka z zaproszeniem na wieczór, nie tyle Lassy, ile jej towarzysza, nakazująca go wyszukać koniecznie i przyprowadzić. Samotność tak się już była sprzykrzyła jejmości, iż wiedząc nawet w jaki to kłopot wprawi Laurę, ucieszyła się niezmiernie. Zyskiwała na tem wieczerzę i trochę rozrywki. Pobiegła więc do domu co