Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 216.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

gła wpływu. Dawało jej to do myślenia... Któż wie? mówiła, gotowa jeszcze mnie opanować i... kto wie jak zemną postąpić!
Gdy powróciły z tego pamiętnego wieczoru, nie mówiąc słowa Lassy, cofnęła się do swego pokoju, aby pacierz odmówiwszy, bo tego nigdy nie opuszczała, napisać do macochy.
Nazajutrz rano, Laura nie wyszła ze swego pokoju, aż w porze obiadowej, po wczorajszej gorączce zmęczona, zniechęcona, milcząca i smutna. Słowa nie rzekłszy do Lassy, nie jedząc siedziała z rękami założonemi.
— Czyś nie chora? zapytała stara spoglądając na nią bojaźliwie.
— Chora? nie, znudzona jestem i smutna, rzekła Laura, wszyscy ile was jest, począwszy od ciebie, moja Lassy, nudzicie mnie, nudzę się i męczę sama sobą. Mówią, że Anglicy doszedłszy do takiego stanu zwątpienia i nudy... strzelają sobie w łeb... ale kobietom nie przystoi... Kobiety w takim razie topią się, nie prawdaż Lassy?
Stara z przerażenia upuściła łyżkę.
— Nie bój się, ze śmiechem odezwało się dziewczę, ja jeszcze tak prędko o tem nie pomyślę. Odegram wprzód rolę Pauliny, potem jeszcze jaką może... a na to ostatnie zawsze czas.
— Byłam pewna, żeś się doskonale wczoraj zabawiała, intrygując tego hrabiego... dręcząc nieszczęśliwego Georges’a i obudzając uwielbienie tego Bogusławskiego...
— Widziałaś kiedy, moja Lassy, jak się lalkami bawią dzieci?... odezwała się Laura, zawsze je w końcu potłuc muszą i same się rozpłakać. Ludzie tak samo...