Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 248.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

na coś wyczekująca. Snadź nie mogąc wytrzymać dłużej, sama poszła otworzyć drzwi pokoju Lassy, która była zajęta rozmyślaniem i poprawą nadwerężonej fryzury.
— Szanowna Herminio! odezwała się przybierając szyderski ton teatralny, mamy z sobą do pomówienia...
Lassy odwróciła się cała w najsłodszych uśmiechach.
— Tylko dwa słowa, jakie między dwiema dobremi przyjaciółkami są potrzebne...
— A! słucham...
— Jest to przestroga z serca, moja Lassy, mówiła Laura. Ja mam niegodziwy charakter, podejrzliwam i porywcza... Bruliony listów, które zostawiasz na stoliku i robisz z nich papilloty... jakby do kochanej mojej macochy pisane... mogłyby mnie do ciebie zniechęcić i zrazić. Dla czego ich nie palisz?
Lassy zbladła i twarz jej wykrzywiła się straszliwie z trwogi...
— Ja to wiem dobrze, mówiła Laura spokojnie, że ty, choćbyś nawet przez przyjaźń dawną dla niej chciała mnie pchnąć w błoto i zgubić, dokazać tego nie potrafisz... lecz, moja Lassy, zawsze mieć szpiega za rękawem nie jest rzecz przyjemna...
Au nom de tout ce qu’ily a de plus sacré! poczęła drżącym głosem stara, wywijając rękami, je vous...
— Stój! przerwała Laura dobywając z kieszeni papier. Służąca mi go przyniosła na papilloty... ja mam zwyczaj czytać zawsze, gdy mi głowę zawijają...
— Proszęż cię, po obiedzie, moja Lassy, każ sobie sprowadzić dobrą dorożkę i jedź... gdzie ci się podoba. Nie mogę znieść takich papillotów...