Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 249.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Skłoniła się i wyszła.
Lassy stała jak wryta w miejscu czas długi, pozbierała papierki leżące na ziemi, rzuciła na nie okiem, wyciągnęła pięść zaciśniętą ku zamkniętym drzwiom i ze wściekłością zaczęła się pakować.
Au diable votre diner! je ne veux pas de votre diner!
Pakowanie jednak przerywane rzucaniem się rozpaczliwem na krzesła i kanapy, porywaniem się, chodzeniem, mdłościami, płaczem, nie szło tak prędko, jakby sobie Lassy była życzyła... Podano obiad...
Odmówiła go heroicznie Herminia. Laura sama usiadła do stołu, przynosząc książkę tylko. Była zupełnie spokojna.
Kończyła jeść, gdy zaszła dorożka po Lassy... która wahała się jeszcze, czy ma odjechać z milczącą pogardą, czy zakończyć imprekacją dramatyczną. Szczęściem dla siebie przypomniała sobie gwałtowny charakter swej wychowanicy, który próbę czynił niebezpieczną. Wolała więc dusząc się gniewem i złością, ujść w milczeniu, postanowiwszy korzystać z księcia i hrabiego Artura, a szkodzić Laurze na każdym kroku. Zrzuciwszy rzeczy swe w izdebce na Marywilu, o godzinie trzeciej znalazła się w Saskim ogrodzie.
Po ciemnej bocznej alei przechadzał się już niespokojny hrabia Artur.
— Wiesz pan hrabia co mnie spotkało? zawołała zbliżając się do niego, wiesz? Ta niegodziwa dziewczyna wypędziła mnie! Tak jest! warjatka! przywidziało się jej... zdrada! Lecz teraz — obowiązki moje względem tego stworzenia zerwane, stosunki, przyjaźń, wszystko... Wojna, więc wojna!