rą ojciec się żeni! Sama mi to powiedziała przy nim. Więc to jest prawda! A! gdybyś widziała ten wzrok upiora... gdybyś słyszała ten głos już rozkazujący...
— Na Boga! któż to jest? kto taki? zapytała panna Henau.
— Ta, ta, ten upiór, co mi się ukazał w salce przed kilku miesiącami! A! wiem teraz dla czego wydała mi się tak straszną...
— I pan Salomon jest z nią?..
— Tam, u mnie! ale ja tam nie pójdę! niech się dzieje co chce... ja tej kobiety cierpieć nie mogę...
Ciocia Henau usiłując uspokoić nieszczęśliwą Laurę, sama przelękła się i rozpłakała. Widziała raz tylko krótko tę kobietę, i na niej ona uczyniła przykre jakieś wrażenie. Kiedyż, pomyślała, jakim sposobem stać się to mogło, tak potajemnie i skrycie? Jakie z tego następstwa? co się z Lorką stanie?
Znając wychowanicę swoją od dzieciństwa, charakter jej gwałtowny i rozpieszczenie ojcowskie, domyślać się mogła łatwo, iż od chwili przybycia tej kobiety pod dach Borowiec, rozpocząć się musi walka i męka straszliwa...
Piorun więc uderzył nagle i zburzył spokojne ich gniazdo.
Dwie kobiety płakały w kątku przytulone do siebie, lecz już z za-łez Lorki gniew i oburzenie tryskało... Zacięte jej usta i iskrzące się oczy zdały się wywoływać wojnę...
Ciocia Henau, znając przywiązanie do córki pana Salomona, spodziewała się jego przyjścia; omyliła jednak na tem. Dobek chciał iść, nie puściła go Sabina.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom pierwszy 119.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.