Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom pierwszy 155.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dząc za sobą bardzo ucieszonego tem spotkaniem Honorego...
Wprost ze schodów korytarzyk prowadził do pokoju Lorki, przystrojonego jeszcze jak był... gdy pieszczona jedynaczka królowała w tym domu. Gość zdziwiony być musiał przepychem, którego po zewnętrznej zamku fizjonomji spodziewać się nie mógł. Piękność Laury, oryginalna jej mowa i obejście, śmiałość, smak, który w tem co ją otaczało uderzał, widocznie zdumiewały Honorego, rozglądał się, bawił... chwalił...
— Jakie to szliczneście sobie gniazdko usłali!... zawołał.
— I w tak spokojnym kątku, przerwała, że go żadna burza rozerwać, zda się, nie była powinna... a jednak...
Spuściła oczy smutnie, Honory się domyślił przyczyny westchnienia i zamilkł.
— Powiedzcież mi co o sobie, o rodzinie, o tej okolicy, w której mieszkacie? spytało dziewczę chcąc zmienić rozmowę...
— Z rodziny mojej został tylko stary mój ojciec i ja... rzekł wahając się nieco Honory... Ze znacznych naszych majętności, niewiele też dotąd jest przy nas... mamy dwie wioski... Matka nie żyje od lat kilku, siostrę straciłem, a po niej sierotki nam tylko zostały... przy ojcu starym i już niezbyt silnym ja jeden jestem.. Dla tego — dodał ciszej, życzył sobie chorąży, ażebym się ożenił, i — na wiosnę się żenię.
— A! zawołała Lorka zdziwiona nieco, więc macie narzeczoną?
— Tak, pani, jesteśmy zaręczeni z panną Zofią Bułhakówną.