Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom pierwszy 189.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

występowania przeciwko Laurze, było dokuczanie jej ukradkowe, uboczne, niezręczne często, zawsze bolące. Jak tylko wiosna się rozpoczęła, Lorka dawnym zwyczajem zaprzątnęła się swoim ogródkiem; na drugi dzień jejmość zeszła i objęła go w swoje władanie, dla tego tylko, aby Laurze odebrać i tę przyjemność. Obawiając się spotkania z nią, a postanowiwszy unikać otwartej kłótni, dziewczę wyrzekło się swych kwiatków i wybrało sobie w pośrodku murów samych zrujnowanego zamczyska mały kątek, który zaczęła sama zasadzać. Nie podobało się to Dobkowej, która przy stole zapowiedziała, że żadnych osobnych sadzeń nie ścierpi, bo tu jest wszędzie panią.
Nic na to nie odpowiedziawszy Lorka, porzuciła i drugi ogródek...
To były najmniejsze jeszcze przygody powszednie; większe daleko znaczenie miało nieustanne, powolne podszczuwanie ojca, zniechęcanie go do córki. Nie było jednego wieczoru, żeby coś o Lorce przed panem Salomonem nie powiedziała, żeby jej o coś nie poskarżyła.
— Ona nie mnie uchybia ale acanu, powtarzała Dobkowi. Cóż to jest to unikanie, odsuwanie się, uciekanie odemnie... Nawet przemówić nie raczy...
— Moja królowo, szeptał Salomon, to przejdzie; nie zapominaj, ona tu długo była sama i nawykła czynić po swej myśli, więc ucierpieć musi, a cierpiąc trudno, żeby żalu do asindźki nie miała; ale to przejdzie, to przejdzie.
— Jak ma przejść, jeśli asan, panie Salomonie, w niczem się nie przyczyniasz do opamiętania jej, i ślepo jesteś pobłażającym?..