Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom pierwszy 191.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

chot... miesięcy parę kaszlała, chudła, leki zwiększały gorączkę, i jednego wieczoru w paroksyzmie kaszlu, na rękach Lorki skonała. Z wielką mocą młode dziewczę zniosło ten nowy cios, do którego przygotowane nie było. Od niejakiego czasu wystawione na ciągłe próby... nabierało siły i gotować się zdało do wszystkiego czem los mógł grozić jej jeszcze.
Dano znać panu Dobkowi... który córkę chciał od smutnego odciągnąć widoku. Laura pocałowała go w rękę płacząc, i prosiła, aby ustąpił, a jej dozwolił zająć się samej wszystkiem... Była to jej niańka, nauczycielka, przyjaciółka pierwsza, przywiązana do niej, cicha i dobra istota... Laura sama ją ubrała do trumny, którą osypała zielenią jaką tylko znaleźć mogła... czytała przy zwłokach modlitwy; odprowadziła do kościołka i na mogiłki, gdzie na prędce grób wymurować kazała. Płakała, lecz łzy cichemi, przy których całe swe zachowała męztwo. Pani Dobkowa nie chciała ani widzieć nieboszczki, ani pójść za trumną, bo w ogóle nieboszczyków i śmierci obawiała się bardzo...
Została więc Laura jeszcze samotniejszą niż była kiedykolwiek... nie mając już, oprócz ojca i starego Eliasza, ani się przed kim użalać, ani od kogo usłyszeć słowo pociechy... Dobek drugiego dnia zaraz zakłopotał się o jakieś towarzystwo dla córki. Laura prosiła go, aby ją zostawił samą... Na to wszakże Sabina, dozwolić nie mogła, i śmierć panny Henau nadto dla niej była pomyślnym wypadkiem, ażeby z niego nie korzystała... W parę dni potem, gdy sam na sam pozostała z jegomością, przypuściła obmyślany atak.
— Chociaż mi nawet żal, rzekła, tej starej nudziarki, ale Pan Bóg wie co robi. Jeśli acan nie skorzy-