Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom trzeci 022.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— A tu wszystko na skarb zabiorą! lamentując krzyknęła jejmość. Nie, ja tu muszę być, aby choć w części ratować...
Ksiądz kanonik milczał.
— Po heretykach, którzy kościołowi szkodliwymi byli, toby się spadek nie komu, tylko jemu należał... rzekł ciszej; ale teraz tam te prawa poprzerabiano! Siedźże jejmość cicho... dodał: zjedzie komissya, mów prawdę, trzeba, aby ona wyszła na jaw... aby się stała sprawiedliwość, a winni ukarani byli.
Po naradzie przerywanej westchnieniami i wykrzykami, która jeszcze czas jakiś trwała, pani Dobkowa powróciła ostrożnie do domu, mocno zatrwożona o siebie. Przechodząc około mieszkania mężowskiego, dostrzegła, iż tam z wielkim pośpiechem wpadł Aron najprzód, potem zaraz Eliasza zawołano i drzwi się zatrzasnęły. Narada trwała ze dwie godziny, poczem Aron odszedł do domu i późno w noc raz jeszcze zawrócił... Dobek od wieczerzy się wymówił.
Na dole ruch jakiś był niezwyczajny, i pani Dobkowa domyślała się, że tam już coś o niebezpieczeństwie wiedzieć muszą.
Następny dzień zszedł jednak cały spokojnie, Wal tylko zniknął był i o to mocno się kłopotano, domyślając się, iż mógł z jakiemiś doniesieniami... udać się do sądu. Dobek przy obiedzie zaczął mówić otwarcie.
— Choćby się człowiek najlepiej z ludźmi obchodził, odezwał się, choćby ich dobrodziejstwy osypywał, zawsze sobie nieprzyjaciół zrobić musi. Tego nie można uniknąć.
Jejmość słuchała, milczała i udawała obojętną...
Dzień zbiegł tak do wieczoru bez żadnego wypadku;