Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom trzeci 060.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

gnać tylko panią kasztelanową... a ponieważ szczęśliwym trafem pana tu widzę, dodała chwytając go za rękę i wlepiając w niego śmiało niebieskie swe oczy, pozwól panie hrabio, bym się twej poleciła pamięci. Jestem w położeniu przykrem, z którego tłómaczyć się nie mogę; jestem zagrożona boleścią tem większą, że nie mnie, ale najdroższego mi ojca dotyka; będę potrzebowała protekcji, pomocy, opieki, — nie odmówisz mi jej pan!
— Nie pytając o co idzie, gorąco odparł hrabia, nie chcąc nawet wiedzieć o tem... oświadczam się cały, corps et âme na usługi pani!
— Pamiętaj hrabio — i jeśli się do tego słowa odwołam... powtórzyła Laura.
— Dotrzymam go święcie! żywo rzekł hrabia, mimo znaków, jakie mu bojaźliwa dawała kasztelanowa.
— Rachuję na pana...
— Jak na najwierniejszego sługę! To mówiąc hrabia, przycisnął rękę jej do ust; Laura się zarumieniła.
— Pamiętaj, dodała raz jeszcze, i wybiegła.
Honoremu to pożegnanie uczyniło wrażenie przykre... Laura postrzegła to, i smutny uśmiech przebiegł po jej ustach.
— Cóżeś ty zazdrosny? spytała.
— Może, odparł cicho zawstydzony Honory.
— Nie masz do tego prawa! odrzekło dziewczę... a ja cię z góry ostrzegam... że gdy będzie szło o ojca... gotowam najstraszliwiej udawać że ciebie zdradzam! Cóż chcesz? jestem aktorką! Sztuką posługiwać się będę w życiu!
Westchnęła, i łzy potoczyły się po jej twarzy...
— Trzeba ojca ratować! najprzód ratować ojca! dodała.