Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom trzeci 145.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Słusznie jestem posądzona, rzekła, bardzo słusznie, znoszę to w pokorze; ale, ja z tą złą, niegodziwą, ohydną kobietą nic do czynienia mieć nie chcę, wyrzekam się jej... a, jeśli się podoba, daję słowo, iż nogą z domu nie wyjdę.
— Nie mogę wam zabronić mieszkać gdzie się podoba, rzekła Laura, ale rada wam nie będę, to z góry powiadam.
— A jeśli ci do nóg przyprowadzę księcia Andrzeja, który całą sprawę poprowadzi, weźmie na siebie i wróci wam spokojność!
Z niedowierzaniem spojrzała Laura na śmiejącą się szatańsko Lassy.
— Mogłabyś to uczynić? szepnęła.
— Zaręczam najuroczyściej! żywo odparła Lassy, i podbiegając ku Laurze dodała cicho: Stary nikogo nie kompromituje, bo, proszę cię, to wiadoma rzecz, że gdy koniuszczki palców dasz mu do pocałowania, będzie sowicie zapłacony, a przecież to brat... a bratu się nic nie odmawia.
Ze wstrętem jakimś odsunęła się od niej Laura, na co Lassy wcale się zdawała nie uważać, pożegnała prędko, zeszła na dół, gdzie zaraz najęła mieszkanie, a wieczorem wcisnęła się już Laurze do pokoju, Eliaszowi do kredensu, nawet do kuchni, i gdy dla starego Dobka filiżankę bulionu, którą pił wieczorem, przygotowywano, niezmiernie troskliwie pomagała do jej przyrządzenia.
Eliasz, który jej nie cierpiał, tego dnia znajdował, iż Lassy może w niedostatku innego kogoś staćby się mogła użyteczną około kuchni i śpiżarni, aby panienkę