Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom trzeci 153.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wie bezprzytomna wpadła do sypialnego pokoju starościny. Wyprawiono Rózię, która sypiała obok i właśnie miała się kłaść do łóżka. Słyszała odchodząc rozmowę, krzyki, spór... potem szemranie, szepty, płacz... i naostatek Lassy wybiegła z domu... a Dobkowa zaczęła wołać Rózię, aby do niej przyszła i przy niej położyła, bo pewnie zasnąć nie będzie mogła.
Rózia zastała swoją panią bladą jak ściana, drżącą, wystraszoną i chodzącą w zadumie po sypialni... Skarżyła się na straszny ból głowy...
— Takie jakieś mam okropne przeczucia — odezwała się — ten generał tak mi głowę paplaniem rozbił, nie wiedzieć co bo wygadywał! Teraz już zasnąć ani myśleć — Lassy mnie do reszty dobiła... Brzydka kobieta gra tak namiętnie, gdzieś się do grosza zgrała i przyleciała jak warjatka prosić pieniędzy... Musiałam dać, aby się jej pozbyć.
— A poco to ją pani przyjmuje? przerwała Rózia — niechby sobie szukała gdzieindziej zarobku. Do czego się ona pani zdała!
— Ja też jej powiedziałam, że ostatni raz daję, i żeby mi nigdy więcej nie wracała. Trzeba ludziom zakazać, ażeby jej nie puszczali, jeśli się tu zjawi.
Panią Dobkową zaczęła jakby febra jakaś trząść, i towarzyszka jej wielki miała kłopot, nim ją ziółkami, kroplami i okładaniami nad rankiem jakoś nieco uspokoiła... Była tak roznerwowana, że na najmniejszy łoskot, krzyk, stuknięcie porywała się i leciała ku drzwiom jak obłąkana. Potem usnęła ze znużenia, i zbudziła się z krzykiem wołając o ratunek — dosyć, że Rózia, która jej nigdy jeszcze taką nie widziała, w głowę zachodziła co się z nią stać mogło. W południe przyjechał ge-