Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 1 013.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nóg ślady się wycisnęły, dziecięce obok starych, zwierzęce obok ludzkich, owdzie leżącego ciała znamię, które padło i wlokło się pasami porąc ziemię. Wśród kałuż błota były i czarne zastygłéj poscki plamy.
Wojny to zdawały się być ślady nielitosne, co po sobie śmierć i spustoszenie zostawiły.
Na stratowanym gościńcu szczątkami życia karmiło się ptastwo, dziubiąc rozsypane ziarna, pijąc może krew rozlaną.
W dali na pagórku widać było mury ogorzałe, niżéj sterczące w dolinie belki czarne, powywracane budowy, szczątki jakiéjś ludzkiéj osady, w któréj nie było człowieka. Po nad tą pustynią głuche panowało milczenie, z wiatrem tylko kiedy niekiedy jakby żałośliwe dolatywało psów wycie. Stado kruków i kawek zwijało się w powietrzu, to przypadając ku ziemi, to podnosząc się z wrzaskiem i krążąc nad opustoszoną doliną. Ptacy obejmowali tu panowanie, a zwierz z lasów poglądał, rychło mógł przyjść za niemi, po człowieku zagarnąć dziedzictwo. Nad błotem latały z krzykiem boleśnym strwożone czajki. Jedno życie się tu skończyło, zaczynać miało drugie.
Wpatrzywszy się w miejsce, gdzie osadę zniszczoną znaczyły mury rozbite, jeszcze po nad nią dostrzedz było można nieznaczne prawie pasemka dymu unoszącego się z pogorzeliska. Napróżno usiłując się wzbić do góry, podniósłszy