Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 1 016.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

brze znane, szukał po niém oczyma w gruzach, przeszłości którą pamiętał.
Żadna budowa nie ostała się całą na grodzisku, gdzieniegdzie kamiennych murów grubych sterczały ściany na pół poobalane, oparłszy się zniszczeniu. Obok ziemia nawet była poryta, jakby w niéj czegoś szukano. Rozbitych naczyń skorupy rozsypanych bodni klepki, koły, belki, wyleżana słoma starta i pomięta, poogryzane kości białe, plac prawie cały zalegały. Na boku leżały ścierwa koni, których żebra już na pół obnażyły kruki.
Spłoszone podniosły się wrzeszcząc i wnet obsiadły znowu swą pastwę.
Wszedłszy do środka wzrokiem ponurym przejrzał do koła wszystko człek nieznany, konia postawił u wnijścia, a sam krokiem powolnym począł przez łomy zalegające grodzisko wdzierać się w głąb jego. Szukał miejsc jakichś, śladów, jakby z nich odgadnąć chciał dzieje tego zniszczenia... Lecz gruzy je przysypały, zwaliska zatarły. Spodziewał się może znaleźć trupy, a tych tu widać nie było.
Kilka razy rozpatrując się schylił ku ziemi, sięgnął ręką po łachman jakiś, dobył opalony szmat z pod drzewa i rzucił go z odrazą i gniewem. Minąwszy kupę rumowisk, szedł pod mur daléj, ale i tu toż samo znalazł bezładne zniszczenie.
U muru tylko, jakby osypana i zapadła ziemia,